Strona:PL Mendele Mojcher Sforim - Szkapa.pdf/197

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mogę przysiądz — powtórzyłem poprzednie moje słowa, śmielej już nieco.
— Przysięgaj! — wrzasnął Aszmodaj z takim gniewem, że iskry posypały mu się z oczu, a z ust dym wybuchnął...
Moja biedna szkapa westchnęła, a to westchnienie przypominało mi wszystkie jej wielkie cierpienia, które w długiem życiu swojem przeniosła. Ach! — pomyślałem sobie — czyż mało nieszczęsna ma znosić od innych, żebym i ja jej jeszcze bólu przysparzał? Cokolwiek się ze mną stać może, nie uczynię tego. Muszę wyjść z tej próby zwycięzko, jak na uczciwego człowieka przystoi...
— Na żaden sposób nie mogę, na żaden sposób nie przysięgnę — rzekłem i wyrwałem swą rękę z pod jego bioder tak gwałtownie, że się aż szarpnął z bólu.
Stanął cały w płomieniach, strach było spojrzeć na niego. Wydał przerażający okrzyk i skoczył wysoko w powietrze... Jedną nogę oparł na ziemi, drugą na niebie, chwycił mnie za włosy i jak rozpaloną głownię rzucił w przestrzeń...
Spadałem jak z nieba; z początku dolatywały mych uszu dzikie śmiechy djabłów, potem ujrzałem, że i biedna szkapa zepchnięta z wysokości, spada także wraz ze mną.