Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/193

Ta strona została przepisana.

ścianach. Nie bardzo się troskają nasze pany o takie ludzkie tanie bydło... Dla dzieci mleka nigdy niema. Wie o tem, kto go oskarżył... Więc już ostatnia w nim cierpliwość — jeśli Bóg nie odmieni, użyje czarów. Znajomy mu kołdun jeden — też Tatar — odskrobał nożem ziemią z pod stóp wroga, położył ją na piec; kiedy ona zeschła, zesechł i jego wróg...
Mgły wieczorne już sunęły po kanałach i rzeczkach, niby flotylle tajemniczych barek.
— A taki, panie, czort jest! wprawdzie, nikto czorta nie widieł, chocia wsi raskazywajut... Kaby on był taki czornyj, bridkij — nie myslin. A może — on i najpiękniejszy?!
O tu, własnie stoi stara pusta budowina... Kto pierienoczujet w niej — to skripki jeho budut ihrat’ tak, że i w Warszawie niema lepszego muzykanta.
A kto, koli nie czort, tak naucził ihrat’? Howoriat, za Moriem, za Okianom na Ostrowie tam żiwie Baba Jaha i Sam najstarszyj...
Tam jest Kniha Rakiel, tam triugolniki...
Tam widziat czarowniki, co się dzieje...
Ot, Nił jeden, Adamowicz drugi...
Nił umiejet czarowat’ — piesok ze sliedow sobrał i czełowiek zdorowyj w niedieliu umier, jak on kazau.