Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/109

Ta strona została przepisana.

mamy teraz Boga bratem!
Za przykładem Wieczystego
nie gardź tajnym Majestatem,
nie marznij, serce, uporem,
gdy w cierniach jest On — Dyktatorem!

(Na czoło pochodu wysuwa się Dżuma z klepsydrą, za nią idąca Śmierć bije w nadpęknięty dzwon, którego okropny głos szarpie wszystkie te serca w ciemnym padole. Wicher wściekły od gór porywa tłum jak zwiędłe liście, niektórzy padają w istotnej czy w imaginowanej męczarni dżumy. Dym od pochodni i gromnic snuje się ciężkim kirem. Tłum to wchodzi, to wychodzi, cisnąc się przez niskie, w podziemia wiodące wrota).
CHÓR:

Jak dym od wichru znikamy,
wypędzani wszyscy! nie wiemy
dokąd?! wśród mrocznej bramy
pod niskim sklepieniem — idziemy.
Palącym wichrem jest nam strach,
na oczach ciemna zasłona —
potniejem w zimnym pustkowiu,
wleczeni przez Charona.
W mieszkaniu tym podziemnem
ropuchy, żmije i widma tułacze:
tych biesiadników ma nasz dwór —
nasz koń jest czarny — i kracze!
Nad nami wyszepcą najbliżsi
zapomnień wiecznych pacierze,
miłość rozwikła swe sieci,
wróg nam dobytek zabierze!...

MNISZKA: (okuta już w łańcuchy i wiedziona przez straże.