Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/144

Ta strona została przepisana.
Wyzyskuje i szydzi, oszukuje i pochlebia, przestrasza ich i zatrudnia śmiesznymi poselstwami; wreszcie groźbą domaga się od nich niepodobieństw, na które się zgadzają.
B. TEOFANU: Jak dotąd, jest to zaiste dość trafne!...
MAŁY EUNUCH: Rzym i Konstantynopol usiłują wszelkimi sposobami dogodzić potwornym kaprysom tego rozpieszczonego czarta.
Cesarscy posłowie zbliżali się do drewnianego pałacu, w którym mieści się dziki seraj i liczna rodzina jego, przejęci strachem.
Zmuszeni byli długo błądzić, zanim ich przeprowadzono przez wały zbite z desek i palisady.
Poprowadzono ich następnie do Atylli, człowieka małego wzrostu, krępego, bez brody, o ciemnej twarzy, wśród której dwoje oczu paliło się wściekłością...
Spłoszone ludy uciekają przed tym pochodem roździczalej nawałnicy jeźdźców i rumaków, która grabi, pustoszy, łamie, morduje, ciskając w ogień przedmioty, których miecz nie zdołał zrąbać.
Ze wszech stron słychać było łoskoty walących się miast i śmiertelne chrapanie wyrzynanych narodów. Krew płynie strumieniem, tworząc potoki czerwone. Grody wyludniły się, gdyż wszystko zbiegło do lasów, a uprawną ziemię zrównała dłoń zagłady.
Rzekłbyś, że hunowie przywlekli ze sobą z głębi Azyi pustynie i rozpościerają je niby całuny nad trupem starożytnego świata.
Sam Atylla pośród tych uraganów ukazuje się w świetle palących miast pod postacią mistycznego źwierza — biskupi witają w nim Smoka Apokalipsy.
(B. Teofanu w przerażeniu cofa się).