Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/44

Ta strona została przepisana.
magów, łowców pereł, świętych i czarnoksiężników — prosząc Cię tylko o ikonę świętej Bazilissy Teofanu.
(Na znak dany przez Kyriopalata, naczelnika dworu, wszyscy trzykrotnie przyklękają i wstają).
TEOFANU: (półgłosem do B. Romana) Niema tu poselstwa od kalifów arabskich, niema rycerzów Berengera normandzkiego, ojca wielu nieślubnych córek, z których jedną dali ci w dzieciństwie za małżonkę.
B. ROMAN: (głośno) Nie widzę ambasadorów od Hamdanidów — czy znów hydra mahometańska rozwarła swe trujące paszczęki?
WIELKI EUNUCH: Monarchosie, boskimi oczyma spójrz na dzieło demonów pustyni.
(Wchodzą maszkary z uciętymi nosami, bez oczu, rąk — wlokąc łańcuchy na szyi, z twarzami wypalonemi gorączką i głodem).
B. ROMAN: (rzuca im kiesę ze złotem) Weźcie — utopcie gdzie to żebractwo! Co? poznaję moich logotetów —
W. EUNUCH: Od lat 130 saraceni owładnąwszy wyspą Krętą, wznieśli się jak posąg zniszczenia nad krainami morza Śródziemnego. Ich niedościgłe feluki o czarnych żaglach, niby ptaki drapieżne rzucają się na bogate żerowiska miast.
Z grodu wspaniałego w kilku godzinach pozostawiają dymiący się cmentarz ruin. Forteca Chandax, na nieprzystępnej skale, służy im za potworną jaskinię, gdzie jak z piekła wylatują jęki tysięcy niewolników chrześcijańskich wystawionych na handel.
B. ROMAN: Wyprawy na nich kończyły się wciąż klęską.