Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/73

Ta strona została przepisana.
ŻOŁNIERZE: Niewolno.
TEOFANU: Jestem Bazilissa.
(Z tłumu wybiega wyraz) Trucicielka!
(Teofanu chce się cofnąć, wstrzymuje ją św. Atanazy, łagodząc żołnierzy).
ŚW. ATANAZY: Kto odmówi ognia bratu, tego czeka Ogień piekielny!
ŻOŁNIERZE: Niewolno. Zabronił wódz.
JAN CYMISCHES: (dobywając miecza) Wy mi, ustąpić zaraz!
TEOFANU: Nie szanujesz waćpan swego wodza zbyt wiele.
JAN CYMISCHES: Przywykłem na wojnie, że się depce wszystko, czego jest „zbyt wiele“! a siekąc ogień z miecza, nauczyłem się zdobywać miejsce u ognia.
(Żołnierze z nim walczą, kilku z nich pada. Wbiegają ze stron przeciwnych dwaj gońcy).
GONIEC I: Gdzie wódz Nikefor? umarł mu syn, trafiony włócznią w oko!
GONIEC II: W mroku Miasta rozszalały wszystkie namiętności — ludzie nienawidzący mordują się wzajem.
JAN CYMISCHES: Dostojna Pani, wyrąbałem ci miejsce i nie cofnę się przed nikim.
TEOFANU: Będąc nikim, możesz się cofnąć przed Nikeforem.
(Jan Cymisches zagryzając wargi, odchodzi).
ŚW. ATANAZY: Niezablisko ognia, aby krew żywiej nie popłynęła.
TEOFANU: Wielu umarłych musi wejść w tę jutrznię zanim się ona stanie słońcem.
(Rozstępują szeregi — wychodzi Seif Eddewlet i Nikefor, nie widząc Teofanu.