Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/21

Ta strona została przepisana.

— Terrytorjalny! odrzekłem uspokajająco.
Generał wydał pogardliwy okrzyk, i prawdopodobnie, musiałbym dobrze zapłacić za moją dwuznaczną odpowiedź, gdyby w tej chwili nie wszedł do pokoju mały murzynek, w dziwnym kostjumie, z tacą, zastawioną znaczną ilością butelek i kieliszków. Była to admiralska godzina bohaterów.
— Camedi? Curaçao? Co? spytał mnie krótko znakomity wojak.
— Oczyszczonej, generale.
To odważne oświadczenie przyjęte było pochwalającym uśmiechem, i zrozumiałem, że udało mi się zdobyć przychylność jego, a, być może, i szacunek wielkiego cywilizatora Sudanu.
Podczas gdy generał przygotawiał napoje, oglądałem pokój. Było w nim bardzo ciemno. Materje wschodnie ozdabiały okna i drzwi. Na ścianach błyszczała broń. Na kominku, między dwoma wazonami z kwiatami, w których pyszniły się oskalpowane czaszki, stała wypchana słomą głowa jaguara, trzymającego w swych strasznych kłach szklanną kulę z malutkim cyferblatem. Lecz ściany szczególnie pociągały moja uwagę. Okryte były skórą, jakąś szczególną, drobno-groszkowaną, błyszczącą czarną skórą z zielonkawym i bronzowym odcieniem, widok której, nie wiem dlaczego, nieprzyjemnie podziałał na mnie. Skóra ta wydawała dziwny, silny i oryginalny zapach, lecz nie mogłem określić, czem ona pachnie. Zapach sui generis, jak mówią chemicy.
— A, pan patrzy na moją skórę? zauważył gen. Archinar. Twarz jego odrazu rozjaśniła się i z wi-