Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak wszystko, gdym odjeżdżał, drgnęło w niej widomie;
Promień zagasł, a jego konające płomię
Wionęło, by nie wrócić, ku niebios światłości.
Ona już nie czekała tu drugiej przyszłości,
Nie chwiała się pomiędzy nadzieją, zwątpieniem,
Nie walczyła o życie z cierpienia brzemieniem;
Duszkiem wypiła gorycz, jaką czara mieści,
I utopiła serce w pierwszej łzie boleści;
Jak ów ptak, co, mniej czysty, mniej piękny, niż ona,
Głowę do snu pod skrzydło przytula do łona.
Owinęła się w rozpacz, niema, z sercem chorem,
I zasnęła — niestety! wcześnie przed wieczorem!

Lecz po cóż wywołuję tych scen dawnych roje?
Dajmy wiatrom się skarżyć, szemrać — morskiej fali.
Wracajcie, o, wracajcie, smutne myśli moje!
Dziś marzeń chcę, nie żali.

Lat piętnaście przespała pod gliny pokładem,
I dziś nikt nad ostatnim jej nie płacze śladem;
I, drugi całun zmarłych, zapomnienie smętne
Skryło ścieżkę, co wiodła na brzegi pamiętne,
Nikt głazu nie odwiedza startego, nie roi,
Nie śni o nim, nie marzy... oprócz myśli mojéj,
Gdy, w dni minione patrząc łzawemi oczyma,
Pytam serca o wszystkich, których tu już niéma,
Gdy wspomnieniem się w drogich tych śladach zagrzebię
I tylu gwiazd zagasłych płaczę na mem niebie!
Ona była najpierwszą — i odblask jej na tło
Serca do dziś mi rzuca tkliwe, słodkie światło.
Lecz po cóż wywołuję tych scen dawnych roje?