Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/099

Ta strona została przepisana.

— Niech wam... Bóg błogosławi — rzekła księżna poważnie, kładąc dłoń na głowie wnuka.
Waldemar wiedział, co kosztowały księżnę te słowa. Gorące usta przycisnął do jej rąk.
Dziękuję ci, droga babciu! Szczęście nasze będzie twoją nagrodą mówił wzruszony.
Księżna ucałowała kilkakrotnie jego głowę. Łzy spłynęły z jej oczu.
— Daj Boże, abyś był szczęśliwy, daj Boże! Nie chciałam być gorszą od Macieja, bałam się, że mnie pominiesz — jestem zazdrosną o twe uczucie — więc — niech się spełni.
— Będziesz miała moją miłość i mojej Stefci. Pokochasz ją sama.
Oboje spojrzeli na klęcznik, gdzie fotografje Stefci miały wyraz dziwnie natchniony, jakby dusza dziewczyny sfrunęła na te nieme podobizny, czyniąc je żywemi.
Uroczysta chwila oczekiwania cudu zmieniła się w inną, równie uroczystą — jak po cudzie już spełnionym.
Bogate ściany sypialni otaczały fotografję dziewczyny przepychem. Księżycowa ampla dzierzgała na niej srebrne, ruchliwe błyski. Wszystko dyszało dokoła, wszystko tchnęło jakby mistycznym hejnałem:
— Cud się spełnił! — zwyciężyła Stefcia, zwyciężyła!
I namiętne oczy Waldemara, wpatrzone w fotografje, i jego rozpalone usta mówiły również:
— Zwyciężyłaś, jedyna!




XVI.

Długo rozmawiał Waldemar z babką, aż niecierpliwiła się panna Rita a Trestka narzekał. Wybiła godzina wpół do trzeciej i trzecia. Nareszcie wszedł Waldemar. Panna Rita nie ruszyła się. Coś ją przykuło do miejsca. Trestka podszedł do ordynata. Nie mówił nic, ale jego mina wyrażała samą ciekawość.
Waldemar był wesół, lecz spojrzawszy na kamienną twarz Rity, spoważniał, brwi zsunęły mu się na czoło.
Chwila nastała trochę kłopotliwa, bo i Trestka milczał.
Rozgrywały się tu losy.
Waldemar podszedł do panny Rity. Ona spytała z wysiłkiem:
— Cóż ciocia? — czy...
Zdławiło ją w krtani — nie mogła dokończyć.
— Ciocia chce się położyć — podchwycił ordynat. — Jutro, a właściwie dziś jeszcze zjeżdżamy się tu wszyscy na imieniny babci, potem jadę do Ruczajewa.
Panna Rita zbladła, jak pod ostatecznym ciosem, jęknęło jej w piersi, lecz zagryzła silnie wargi i przemocą zapanowała nad wrażeniem. Podała Waldemarowi ręce, patrząc na niego z bolesnym wyrazem.
— Niech Bóg panu szczęści.
Waldemar ucałował jej rękę, nisko pochylając głowę.