Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/108

Ta strona została przepisana.

Przed gankiem stała gniada czwórka ruczajewska. Ze sanek służący i strzelec Jur wyjmowali futro na nogi.
Stefcia podniosła obie ręce do rozpalonego czoła.
— On tu!... Waldy w Ruczajewie! — wołało w jej duszy.
W sieni słyszała głos ojca, ale kiedy zaraz potem rozległ się dźwięczny baryton Waldemara, zapłonęła falą szczęścia. Radość bezmierna buchnęła w niej płomieniem. Biegła do drzwi, kiedy wszedł w nie ordynat z błyskiem w oczach, zapalonym na jej widok.
Pan Rudecki dyskretnie cofnął się.
— Moja! moja! — wykrzyknął ordynat, chwytając narzeczoną w ramiona.
Stefcia oparła głowę na jego piersiach, bezprzytomna z nadmiaru uczuć.
Waldemara ogarnął szał.
— Przyjechałem do ciebie, ukochana. Tyś już moja na zawsze.
Stefcia wskazała mu kwiaty.
— One mnie uprzedziły o szczęściu.
— Czy ładne?
— Śliczne, i... z Głębowicz.

Waldemar oddał Stefci dwa listy: od dziadka i od księżnej Podhoreckiej.
Księżna pisała w bardzo miłym tonie, ze swobodą, nie zdradzającą poprzedniego oporu. Stefcię nazwała wnuczką, pokładając w niej nadzieję uszczęśliwienia Waldemara. List zawierał kilka pochlebnych słów dla państwa Rudeckich i wyraźnie zaznaczoną chęć poznania bliżej Stefci, co wyglądało na zaproszenie jej do Obronnego.
Państwo Rudeccy rozbroili się.
Nie mieli już obaw co do przyszłości Stefci. Na ordynata spoglądali z uwielbieniem i dumą.
Stefcię wzruszył list pani Podhoreckiej. Doskonale odgadywała walkę, poprzedzającą jej zgodę i sympatję. Wiedziała, że narzeczonemu zawdzięcza wszystko, że opór stawiano, ale on go zwalczył i dopiął celu.
Obok miłości zbudziły się w jej duszy: cześć i podziw dla Waldemara.
Przeczytawszy list, podała mu obie ręce serdecznym rzutem, z dziękczynnym wyrazem w oczach.
Waldemar ucałował jej dłonie.
Zrozumieli się oboje.
Byli szczęśliwi.
Przed oczyma ich stanęła przeszłość.
Tamci nie doszli do tych wyżyn, co oni. Ich szczęście musiało być o połowę mniejsze, a wobec późniejszego życia stało się chwilą obramowaną w czarny kir.
W parę godzin potem Waldemar i Stefcia w białym salonie, wśród kwiatów, zamienili z sobą pierścionki. Gdy na palcu Stefci błysnął olbrzymi brylant, klejnot rodowy Michorowskich, a ona włożyła narzeczonemu na mały palec swój pierścionek z perłą urjańską, spragnione usta Waldemara spoczyły na ustach dziewczyny i trwali tak długo upojeni aż do ekstazy.