Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/185

Ta strona została przepisana.

— I takie i takie — rzekł Trestka — do ubrania katafalku potrzebne wszelkie.
Brochwicz wstrząsnął się.
— Do ubrania katafalku — powtórzył z goryczą. — Kwiaty z Głębowicz mały dziś być w Warszawie na ślubie — teraz idą na grób. Straszne!
Jur otarł rękawicą oczy. Starał się przybrać służbową postawę, lecz zaciskał pięści i usta, aby nie płakać.
Ten olbrzym przywiązał się już do Stefci, jak do swej ukochanej pani.
W godzinę potem Brochwicz z Jurem pojechali do Głębowicz, skąd nazajutrz mieli udać się do Ruczajewa, wioząc kwiaty.
Ze Słodkowic wyjechano zaledwo w niedzielę wieczorem, gdyż stan zdrowia księżnej nie pozwala! wcześniej. Na dworcu kolejowym spotkali księżnę Franciszkową Podhorecką z córkami.
Powitano się w milczeniu.
— Jedziesz na pogrzeb? To dobrze. A Franio? — spytała starsza księżna synowej.
— Franio został. Nie nalegałam. W takiej chwili lepiej jak się Waldemarowi nie będzie narzucał. Zresztą — nie był w Ruczajewie. Zabrałam tylko dziewczynki. Znały ją, lubiły bardzo.
— To dobrze, dobrze. Powinniśmy tam być — wszyscy.
— Ale Rita w depeszy nadmieniła coś niezrozumiałego — rzekła młodsza księżna.
— Ale co? — Ale co?
— Napisała tak: „Stefcia umarła — zabita”.
Staruszka szeroko otworzyła oczy.
— Cóż to znaczy? Przecież chorowała — zapalenie mózgu.
— Musiał być jakiś powód choroby, może psychiczny — wmieszał się Trestka.
— Ależ jaki powód?
Księżna Franciszka podniosła brwi.
— Proszę mamy! jednak ta nagła choroba Stefci jest podejrzana: coś musiało zajść.
Księżna przez całą drogę nie mogła się uspokoić. Lucia płakała bez przerwy, młodziutkie księżniczki napróżno chciały ukoić jej żal.
W poniedziałek wieczorem przyjechali do Ruczajewa. Wyszedł do nich pan Rudecki i Brochwicz. Na ganku w otoczeniu służby ruczajewskiej stał zapłakany Jur.
Starsza księżna Podhorecka pierwszy raz w Ruczajewie weszła do domu, jak posąg smutku — wysoka, majestatyczna, cała w czerni ciężkich koronek, wlokących się za nią w poważnych fałdach. Prowadziła księżnę, również czarno ubrana, panna Rita. Za niemi szła pani Idalja z Lucią, księżna Franciszkowa i księżniczki. Sznur kończył Trestka i Brochwicz. Pan Rudecki poszedł naprzód.
Gdy mijali salon, kilka osób z okolicy Ruczajewa będących tam, usunęło się grzecznie przed wyniosłą postacią księżnej.
— Podhorecka — babka ordynata — przyjechała — rozległy się ciche szepty:
Spoglądano z szacunkiem na idącą wolnym krokiem dostojną matronę, trochę dumną i pełną godności. Stygmat nieszczęścia księżna miała w swej twarzy bladej, gładkiej i w spuszczonych powiekach. Siwe pasma włosów pod czarną koronką, spadającą obfi-