Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/239

Ta strona została skorygowana.

— To pewnie, bo każdy, kto się do niej zbliży, musi być jej niewolnikiem, tymczasem zawsze byłoby lepiej mieć pewność w tym względzie.
— W jakim względzie?
— No, co do treści testamentu. Jeźliby ten nie był tego rodzaju, iżby w zupełności odpowiadał życzeniom pani, to w takim razie możnaby się postarać o to, aby umierającego nakłonić do zmiany swego rozporządzenia.
— Tak, rozumiem, lecz jakby się to dało uskutecznić?
— Czy wiesz pani, gdzie testament przechował?
— O wiem! Baron umieścił go w mojej przytomności w dobrze zabezpieczonej skrzyni, w gabinecie, który do jego sypialni przylega.
— A gdzież jest klucz do gabinetu?
— Tkwi w zamku, drzwi stoją zawsze otworem.
— A klucz do skrzyni?
— Ten leży pod poduszką barona i nigdy z nim się nie rozstaje.
— I nie byłoby to dla pani możliwą rzeczą przyjść do posiadania tego klucza bodaj na kilka minut?
— Ba, kiedyż?
— Jeszcze tej nocy.
— Wielki Boże! Czego to mi pan doradza?
— Ja? nic, tylko rzeczy bardzo pożytecznej i jeźli pani chcesz, wcale koniecznej. Zresztą stanie się to tylko w jej własnym interesie, który mnie zawsze zarówno obchodzi jak jej własny. Powiedz pani zatem, jeszcze raz proszę, czy to jest możliwe, tak albo nie?