W ogień gorsety! W ogień breloki!
Pierś w nich i serce ściska niewola.
— Na żywe słońce, na dech szeroki,
Na pola pójdźmy! Na pola!
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
O, jaka pełnia w ziemi jest życia,
Gdy rydel pierś jej otworzy czarną!
Jakie miłości słodkiej ukrycia
Ma w niej i owad i ziarno!
Wiecznym w niej ruchem soki radosne
Krążą, spragnione siewu, korzenia,
Pnia, liści szumnych, bujnych na wiosnę, —
— Wszechpokarm — dla wszechistnienia!
Jaka traw bujność! Zboża rodzące
Chylą kłos pełny ziarna ciężarem,
Źrzejąc w milczeniu, a wielkie słońce
Żywym dozłaca je żarem.
Skróś zbóż purpurą goreją maki,
Bławat przetyka je na wyścigi,
A ryż wystrzela nad nizin młaki,
W smukłe majowe łodygi.
Z bagna nenufar wypływa biały,
Tęczowe kwiecie z łąk bujnych nęci,
I tchy ożywcze, jędrne powiały
Ze świeżych gdzieś sianożęci.
W każdem źdźble trawy dusza tchnie żywa,
I w każdym pyłku jest drżąca...
Z boskim bezwstydem wszystko się zrywa
Do życia — w obliczu słońca.