Strona:PL Nie-boska komedja (Krasiński).djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

a tyś się utworzyła ze mnie i teraz objawiasz się mnie, niechże i ja będę marą, stanę się mgłą i dymem, by zjednoczyć się z tobą!
DZIEWICA: Pójdzieszli za mną, w którykolwiek dzień przylecę po ciebie ?
MĄŻ: O każdej chwili twoim jestem.
DZIEWICA: Pamiętaj!
MĄŻ: Zostań się — nie rozpraszaj się jako sen! Jeśliś pięknością nad pięknościami, pomysłem nad wszystkiemi myśli, czegóż nie trwasz dłużej od jednego życzenia, od jednej myśli?

(okno otwiera się w przyległym domu)

GŁOS KOBIECY: Mój drogi, chłód nocy spadnie ci na piersi; wracaj, mój najlepszy, bo mi tęskno samej w tym czarnym, dużym pokoju!
MĄŻ: Dobrze — zaraz.
Znikł duch, ale obiecał, że powróci, a wtedy żegnaj mi, ogródku, i domku, i ty, stworzona dla ogródka i domku, ale nie dla mnie!
GŁOS: Zmiłuj się — coraz chłodniej nad rankiem.
MĄŻ: A dziecię moje! O Boże!

(wychodzi)

∗             ∗
Salon.
dwie świece na fortepianie — kolebka z uśpionem dzieckiem w kącie. — MĄŻ rozciągnięty na krześle z twarzą ukrytą w dłoniach — ŻONA przy fortepianie.

ŻONA: Byłam u Ojca Benjamina; obiecał mi się na pojutrze.
MĄŻ: Dziękuję ci.
ŻONA: Posłałam do cukiernika, żeby kilka tort przysposobił, boś podobno dużo gości sprosił na chrzciny — wiesz, takie czekoladowe, z cyfrą Jerzego Stanisława.