Strona:PL Nie-boska komedja (Krasiński).djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

MĄŻ: (podnosząc) Nie zważaj na to, com powiedział! Napadają mnie często złe chwile — nudy...
ŻONA: O jedno słowo cię proszę — o jedną obietnicę tylko: powiedz, że go zawsze kochać będziesz!

MĄŻ: I ciebie i jego — wierzaj mi!

(całuje ją w czoło, a ona go obejmuje ramionami — wtem grzmot słychać, zaraz potem muzykę, akord po akordzie i coraz dziksze)

ŻONA: Cóż to znaczy? (dziecię ciśnie do piersi)

(muzyka się urywa)

(wchodzi) DZIEWICA: O mój luby, przynoszę ci błogosławieństwo i rozkosz — chodź za mną!
O mój luby, odrzuć ziemskie łańcuchy, które cię pętają! Ja ze świata świeżego, bez końca, bez nocy. Jam twoja.
ŻONA: Najświętsza Panno, ratuj mnie! — To widmo blade, jak umarły — oczy zgasłe, i głos, jak skrzypienie woza, na którym trup leży.
MĄŻ: Twe czoło jasne, twój włos kwieciem przetykany, o luba...
ŻONA: Całun w szmatach opada jej z ramion.
MĄŻ: Światło leje się naokoło ciebie! Głos twój raz jeszcze — niechaj zaginę potem!
DZIEWICA: Ta, która cię wstrzymuje, jest złudzeniem. Jej życie znikome, jej miłość jako liść, co ginie wśród tysiąca zeschłych — ale ja nie przeminę.
ŻONA: Henryku, Henryku, zasłoń mnie, nie daj mnie! Czuję siarkę i zaduch grobowy.
MĄŻ: Kobieto z gliny i z błota, nie zazdrość, nie potwarzaj, nie bluźń! Patrz, to myśl pierwsza Boga o tobie, ale tyś poszła za radą węża i stałaś się, czem jesteś.
ŻONA: Nie puszczę cię!
MĄŻ: O luba, rzucam dom i idę za tobą.

(wychodzi)