Strona:PL Nie-boska komedja (Krasiński).djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

Z gór podniosły się mgły i konają teraz po nicościach błękitu. Dolina Świętej Trójcy obsypana światłem migającej broni — i lud ciągnie zewsząd do niej, jak do równiny Ostatniego Sądu.


∗                ∗
Kadedra w zamku Św. Trójcy.
PANOWIE, SENATORY, DYGNITARZE siedzą po obu stronach, każdy pod posągiem jakiego króla lub rycerza — za posągami tłumy SZLACHTY — przed wielkim ołtarzem w głębi ARCYBISKUP w krześle złoconem, z mieczem na kolanach — za ołtarzem CHÓR KAPŁANÓW. MĄŻ stoi w progu przez chwilę, potem zaczyna iść powoli ku arcybiskupowi ze sztandarem w ręku.

CHÓR KAPŁANÓW: Ostatnie sługi Twoje, w ostatnim kościele Syna Twego, błagamy Cię za czcią ojców naszych. Od nieprzyjaciół wyratuj nas, Panie!
PIERWSZY HRABIA: Patrz, z jaką dumą spogląda na wszystkich!
DRUGI HRABIA: Myśli, że świat podbił.
TRZECI HRABIA: A on się tylko nocą przedarł przez obóz chłopów.
PIERWSZY HRABIA: Sto trupów położył, a dwieście swoich stracił.
DRUGI HRABIA: Nie dajmy, by go wodzem obrali!
MĄŻ: (klęka przed arcybiskupem) U stóp twoich składam zdobycz moją.
ARCYBISKUP: Przypasz miecz ten, błogosławiony niegdyś ręką św. Florjana.
GŁOSY: Niech żyje hr. Henryk — niech żyje!
ARCYBISKUP: I przyjm ze znakiem Krzyża Św. dowództwo w tym zamku, ostatniem państwie naszem: wolą wszystkich mianuję cię wodzem.