Strona:PL Nowodworski-Encyklopedia koscielna T.4 494.jpeg

Wystąpił problem z korektą tej strony.

włości takiej, z której dz. idzie, aby o nią nie miała kilka razy procesu." mówi Miączyński; lecz to raczej dających dz. dotyczy. Wiadomo bowiem, iż zbytki, wystawność i marnotrastwo przywiodło panów naszych do ubóstwa i pożądania dobra Kościoła, zkąd procesy, jakie w ostatnich mianowicie czasach rzptej u nas się upowszechniły i, między innemi grzechami, sprowadziły na szlachtę ostatnie klęski. Było to i dawniej w praktyce, gdy król Aleksander Jagiellończyk do ustaw krajowych kazał wciągnąć wyrok synodalny, stanowiący, że kto duchowaym dz. lub inne dobra zabiera, a upomniany w trzy dni ich nie zwróci, wpada ipso facto w klątwę. Od wieków znajdujemy skargi, że ciż sami panowie od kmiotka brali dz. kościołom należną i tę na własny obracali użytek (De contro-rersiis inter statum eccl. et secul. in Polon. cap. 4). A i później toż samo bywało i często: „Niektórzy, chociaż ani źdźbła nie dadzą księdzu, przecież sami z poddanych swoich do ostatniego kłosa sowitą wytykają dz. O czasy! o obyczaje!" woła autor dziełka: Prawdziwy stan duchowień-<o Polsce (Warsz. 1 7 76 str. 93). Inny znowu, pisząc Uwagi nad uwagami o dziesięcinach (Warsz. 1803 str. 37) i zbijając zarzut, w imię którego przeciwnicy dz. występowali, mówi: „Nieustannie tę prawdę powtórzyć (sic) należy, iż godzien jest litości obarczony pracami wiejski lud, godzien targający swe siły prawie bez oddechu niespracowany rolnik; ale okazując mu tę litość, owi właściciele, panowie, dziedzice, którzy wy-mógłszy na księdzu sprawiedliwość obrażającą kompozytę, całkowitą od swych włościanów dz. odbierają? Je9t że to przykazana chrześcjańska miłość? jest że to uznawać swego bliźniego i w księdzu i w rolniku? jest że to kochać go? kochać Boga i Chrystusa?... Wiadoma to już jest rzecz aż nadto dokładnie i jaśnie, a wątpić nie można, iż częstokroć woleliby kmiotkowie mieć sprawę z księżą i osobliwie z plebanami, niż z panami." Wypadałoby wprawdzie rzecz tę pominąć, jako przykre odnawiającą wspomnienia o rzeczy, która już się ponawiać nie będzie, ale gdy wszyscy autorowie, o dz. u nas piszący, powołują się na rozprawę Miączyńskiego i dotąd służy ona za informację prawnikom; z niej Bandtkie (Prawo prywatne pol.; War. 1851) i późniejsi czerpią całą naukę o dz., wypadało tn już nie bronić duchowieństwa, bo na to nie pozwala brak miejsca, ale przynajmniej w sprawiedliwą wątpliwość podać upowszechnione zdania uczonego Miączyńskiego, jak go wszyscy tytułują. Maciejowski (Piśmien. pol., Warsz. 1852 II 601) o dz. mówiąc, na tę wstępuje drogę, że odmawia ich bogatym, a przyznaje za konieczne dla biednych kościołów. Dziesięciny tymczasem były ciężarem ziemi, zapisanym do jej wartości; nabywający więc dobra o tyle mniej za nie płacił, o ile większym był ten ciężar. Niesłusznie przeto patrzyli panowie na dz. jako na łaskę, kościołom przez siebie świadczoną: byl to bowiem ciężar od wieków przyjęty, celem utrzymania sług ołtarza [Uwagi polit. ks. Skarszewskiego p. 70). Bogactwa duchowieństwa, zazwyczaj bardzo w opinji przesadzone, jeśli były okazją nie jednemu do złego, to z drugiej strony widzimy, te powstało z nich wiele pożytecznych fundacji, wiele rodzin upadającej szlachty wspartych i podniesionych (lAst plebana do korrespondenta warszawskiego, str. 31). Samo duchowieństwo utrzymywało naówczas szkoły i pleban opłacał nauczyciela z kościelnych funduszów; tak samo szpitale i domy schronień. Niesprawiedliwe więc były żądania zniesienia zupełnego dz. Słuszna kompozyta mogła być jedyną drogą uniknienia istotnie przykrej