Strona:PL Or-Ot - Poezje.djvu/075

Ta strona została przepisana.

Ach, do mych oczu dawno nieznany
Zawitał znowu gość niespodziany,
Łza zawitała srebrzysta,
Bom pomyślała i przypomniała,
Żem była kiedyś jak lilia biała,
Że byłam biała i czysta!

W biednej izdebce na facyatce,
Jak ptaszę w gniazdku, żyłam przy matce,
Niewinne dziecię w lat wiośnie,
Wczesnym porankiem turkot maszyny
Biegł po nad dachy, po nad kominy
I piosnka brzmiała radośnie.

Wesoła piosnka płynęła żwawo,
Tłum złotych marzeń cisnął się ławą
I jasno było i błogo,
Jeszcze mnie wtedy nie zatruł owy
Demon zgnilizny — słodkiemi słowy
Piekielną szału pożogą!

Kiedym marzyła, to tak przeczyście,
Jak bzów majowych pachnące kiście,
Jak skromne pączki różyczek;
Jak marzy słowik w noc księżycową,
Jak śni, mknąc cicho w dal szafirową,
Najbielsza z rajskich duszyczek.

Stara mnie matka błogosławiła:
— „O córko moja! o moja miła!
Niech ci Pan Jezus nagrodzi,
Że tak się trudzisz dla matki siwej,
O, mój kwiateczku! bądź-że szczęśliwy
Niż ja żyj szczęśniej i słodziej!”