Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/025

Ta strona została skorygowana.

sława wystarczają jeszcze do czynienia widnokręgów Pana zajmującymi i ciepłymi? Bo słyszałam, że niekiedy blaski ich doświadczają zaćmień i że bywają na świecie takie śniegi, których one roztopić nie mogą.
Czy Pan nigdy jeszcze nie widział zaćmienia swoich słońc, ani uczuł tych szronów, które wśród dróg kwiecistych z nagła oblatują duszę?
Inne jeszcze pytania cisną mi się do myśli, bo przecież na żadnem półótnie malarskiem nie ma tylu barw, ani w żadnej melodyi muzycznej tylu tonów, ile w człowieku, wyrzeźbionym przez naszą przesubtelnioną cywilizacyę, zawierać się musi zawikłań psychicznych. Ale — czy podejmie Pan koniec tej nici, którą przez daleką przestrzeń ku panu zarzucam? Wszakżeśmy na jednym globie — dwa różne wcale duchy.
Więc już tylko poproszę, aby Pan przyjął od rodaczki i krewnej pozdrowienie najżyczliwsze, z którem przysyłam trochę leśnych woni naszych, trochę szmeru Lsny, kroplę z mgieł, budujących tu na łąkach pałace czarnoksięskie i promyk ze świecących nade mną gwiazd.

III.
Szwajcarya — Interlaken.

Nie tylko odpowiadam Pani jako krewny, który szczerze cieszy się z nawiązania węzłów rodzinnych, przez okoliczności i czas rozluźnionych, — lecz podjąłbym z gotowością wielką, ową rzuconą mi przez daleką przestrzeń girlandę z woni, mgieł i szmerów puszczy białowieskiej, podjąłbym ją nawet z pośpiechem, gdyby nie obawa, że połączyła mię ona z pustelnią krasowiecką tylko przez omyłkę, wskutek informacyi błędnych. Mam w podejrzeniu wspólną krewniaczkę naszą, panią Idalię, zawsze bardzo na mnie łaskawą, że przesadnemi opowiadaniami, zapewne pochwałami, których mi nigdy nie szczędzi, w błąd Panią wprowadziła. Ona to chyba, potra-