Strona:PL Ossendowski - Drobnoludki.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zaczynajmy! — krzyknął pierwszy z karzełków i zeskoczył z kamienia.
Całe bractwo kopnęło się do roboty.
Postukiwały młoteczki, zgrzytały kilofiki i szurgały rydelki.
Karzełki odbijały od skał drobne kamyczki, tłukły je na piasek, na pył. Skry sypały się z pod stalowych obuszków i z pod ostrz kilofików.
Kamyki rozpadały się na drobne cząsteczki.
Jedne z nich błyszczały, jak djamenty, bo były to białe, przezroczyste kryształy, inne miały barwę liljową, wiśniową lub żółtą; połyskiwały małe, ledwie widzialne blaszki złota i srebrzystej miki; odpadały malutkie pyłki żelaza i miedzi.
Małe rydelki drobnoludków odgarniały wszystko i układały w porządku. Złoty pyłek — w tej szczelinie, mikę — w tamtej. Tu — żelazo, tam — miedź, a trochę dalej — białe, szafirowe i wiśniowe kryształki.
W innem miejscu inna znów kipiała robota.
Tam drobnoludki toporkami wyrąbywały niepotrzebne chwasty, rydelkami wyko-