Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/192

Ta strona została przepisana.

mego serca. Bo wówczas nie miałem co ukrywać. Gdy rozmawialiśmy, Antonina nie spotykała się nigdy we mnie z milczeniem, z zakątkiem zamkniętym, z pokojem, do którego się nie wchodzi, jak powiedziała Ewelina. Boże! Gdyby ona domyślała się, co ukrywam w owym zamkniętym pokoju i jakie ujrzałaby tam widmo!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
3.
Neapol, 7 października.

...Moje godziny wielkich wzruszeń przypadają zawsze nocą, kiedy, leżąc w łóżku puszczam wodze myśli i pozwalam jej rozwijać się swobodnie, bez końca. Rośnie też, wzmaga się i ogarnia aż po krańce całą moją istotę. Czuję, że mnie pożera, że idee nabierają wypukłości przedmiotów dotykalnych, że wspomnienia piętrzą się na wspomnieniach i powstaje cały gmach żalów i pragnień, nadziei i woli, który wzrasta, wzrasta i wzrasta. Nie kieruję już moją duszą. Żyje ona życiem własnem, nieokreślonem, bezmiernem, którego jestem świadkiem i ofiarą. Napróżno w okresach głębokich rozterek, jak obecne, usiłowałem pokonywać się, poskramiać te napady gorączki wyobraźni. Były zawsze silniejsze, ale nigdy nie owładnęły mną z taką siłą, do jakiej wzmogły się w ciągu ostatnich tygodni. Nigdy też nie doświad-