żadnej pracy, bo nieodstępną jej towarzyszką była myśl o ukochanym, bo co chwila niemal powtarzała drżącemi usty: „On mnie kocha i kochać będzie“. Większą część dnia spędzała teraz z dzieckiem, a pieszcząc je, nie czuła żadnych wyrzutów sumienia: „Nie, mój aniołku, nie zrobiłam ci żadnej krzywdy“ — mówiła w głębi serca. Głębokie, wzajemnością odpłacane uczucia, umieją zawsze wynaleźć sofizmatyczne argumenta na swoją obronę, nie dziw więc, że z biegiem czasu Helena doszła do przekonania, że i względem męża nic sobie nie ma do wyrzucenia. Nie kochała go nigdy, od pierwszej chwili wspólnego pożycia nie łączyło jej z nim nic prócz szacunku, a szacunek ten nie zmniejszył się przecież. Odkąd zmyślony zakaz doktora uwolnił ją od wstrętnych propozycyi Alfreda, w prostocie ducha zlewała na niego cząstkę radości, napełniającej jej serce. Gdy przemawiała do męża, w głosie jej nie dźwięczał już ten odcień goryczy, którym przy lada sposobności kobieta nieświadomie niemal zdradza swą niechęć do mężczyzny, że posiadając ją prawnie, nie umiał wzbudzić w niej miłości ku sobie. Jeżeli zdarzyło się teraz, że Alfred odezwał się ze zdaniem przeciwnem jej zapatrywaniom, że zadał niedyskretne pytanie, lub raził ją niezręcznemi ruchy, Helena nie oburzała się,
Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/103
Ta strona została przepisana.