Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/91

Ta strona została przepisana.

Od kilku chwil już się zmierzchło; było to prawie we dwie godzin po tem, jak p. Robert de Blois i jego służący opuścili oberżę pod uwieńczonym baranem.
Ust płynęła spokojnie pomiędzy dwoma spadzistościami szyi i pomimo zapadającej ciemności, można było dostrzedz rozmaite żyły wody wijące się po bagnach, oznaczone białemi smugami na czarnéj trawie.
Część drogi Redońskiej spuszczająca się do Portu kruczego. była zupełnie suchą i małe bałwanki pluskające przy ujściu, zaspakajały obawę niebezpieczeństwa. Pomimo tego, mieszkaniec miejscowy, świadomy okoliczności towarzyszących, byłby instynktownie poznał przybliżanie się nieodzownej klęski.
Bagniska w istocie o tej godzinie pogrążone były w zupełnéj ciszy. Trzody powróciły do zagród, małe zaś koniki bretońskie nie obawiają się spędzać nocy jesiennych pod gołem niebem. Tego wieczora bagna były puste.
Drugą oznaką trwogi niemniej uderzającą, było małe światełko błyszczące pośród kasztanów będących przed chatą przewoźnika.