Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/991

Ta strona została przepisana.

— Wysłuchaj mnie panie — mówiła Djana — gdym pana poznała, uczułam w sobie radość niewymowną... moja nadzieja wydała mi się mniéj niedorzeczny... trwoga ściskająca moje serce opuściła mnie... cóż powiem? gdyśmy były same w naszéj nędznéj izdebce, przypomniałyśmy sobie o panu... i twój obraz ukazywał się nam czasami... Mój Boże! miałyśmy tyle marzeń w naszém życiu, po których następowało zawsze okropne przebudzenie!... zasłona pokrywająca mój wzrok rozstąpiła się i ukazała mi przepaść, nad którą stoimy... Panie! nie nadużywaj naszego szaleństwa i chciéj nas wypuścić z twego pałacu...
Montalt słuchał jéj nie mając zamiaru przerywać. Twarz jego oblokła się w obojętność, pod który zawsze ukrywało się wzruszenie.
— Moje piękne panienki — rzekł z zimnym uśmiechem — kto tu wchodzi, nie tak łatwo wyjść może.
Cyprjana zakryła twarz rękami.
— Miéj pan litość nad nami — rzekła Djana — jesteśmy córki szlachetnego rodu!