Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 327.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

lił tych cudów być świadkiem! — Przejechaliśmy dzisiaj 330 li (blizko 200 wiorst rosyjskich).
1-szy sierpnia; więc szczęśliwie dziesiąty miesiąc moich wędrówek skończony, jedynasty się zaczyna. Ochoty dalibóg już na dalsze wędrówki, dalsze po świecie włóczenia się nie mam! Zmęczenie okropne — pędzę, Bóg wie dlaczego tak pędzę — a raczej wiem, bo mnie mój zły duch, ten kozak Mongoł tak pędzi; a dlaczego on tak pędzi, nietrudno zgadnąć, wszak do domu wraca. Nic już jeść nie mogę, żyję mlekiem i to mlekiem z wodą sodową, z kakao, mlekiem z herbatą, i wreszcie wodą z fruit Salt. Dnie nadto bywają męczące, gorące — noce za to cudowne! Zawsze ten żar nad zachodem, co go zaszłe słońce zostawiło, nad niem sierp srebrny, wyżej strop niebios ciemno-lazurowy, zasiany miliardem iskrzących się gwiazd; to nade mną, a wkoło mnie kilka jurt, z których chwilami migoce światło ognisk (niestety gnojem końskim ci ludzie palą), słychać półgłosem prowadzone rozmowy — kilka wielbłądów, konie puszczone na trawę, pochrapują wesoło — poza tem puszcza, step i step, bez miary i końca step. A wietrzyk taki był dziś milutki, tak łagodnie, cichutko muskał i całował po twarzy, tak przepraszał, że przez dzień słońce nas tak srodze spaliło, a jemu chłodzić nas nie dało — tak wszystko to poetycznie, błogo mnie usposobiło, że wpełzam do jurty mojej, skradam się ku butelce sodowej wody, otwieram, chwytam manierkę — pół na pół, half and half — i buch do gardła jedną, potem drugą szklanicę — i o zgrozo! podpiwszy sobie, zacząłem pisać, by te cuda co mię otaczają w pamięci uwiecznić.
Spałem jak zabity. Dziś, Bogu i Matce Najświętszej dzięki, dzień lepszy; nie jadę konno, bo w boku boli; wiatr silny, świeży wieje, temperatura więc nadzwyczaj miła; łupnąwszy dwie stacye, 120 li, obiaduję. O 1-ej z południa ruszymy dalej. Zdrowie nieco lepsze, od dwóch dni znowu pierwszy raz z apetytem jadłem. Piszę w jurcie; w kącie zwinięty we czworo, w całem tego słowa znaczeniu, siedzi Mongoł. Biedaka przydzielono mi, jak zwykle, jako karaulnego. Ni młody, ni stary, któż zgadnie wiek takiego stworzenia,