Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/223

Ta strona została przepisana.
Mencia.

Tu, gdzie znajdzie Miłość Wasza
Kogoś, co nad własne zdrowie
Szczęścia życzy jego głowie.

Henryk.

Wierzę w nie, póki anioła,
Co jest przy mnie, wiatr szelestem
Powietrznych skrzydeł nie spłasza.
Dłonie po oczach przesuwam
I myślę: We śnie-li prawię,
Czy-li to marzę na jawie,
Czy razem i śnię i czuwam.
Sza, bo fantazyą ostudzę
I kwiat czarodziejstwa zwarzę.
Jeśli to prawda, że marzę,
Niechaj się nigdy nie budzę,
A niechaj nigdy nie zasnę,
Jeśli jawą jest to jasne
Zjawienie; o niech z niem zwiążę
Duszę moję!...

Mencia.

Zamilcz, książę,
A dbaj o zdrowie i życie,
Które niech w wieków rozkwicie
Trwa feniksem własnéj chwały,
Co raz po raz zmartwychwstały
Ptakiem, płomieniem i żarem,
Stosem, urną i popiołem,
Rodzi się, żyje, trwa, kona
Ojciec i syn sobie społem.
— Czyj ten dom, wnet się dowiecie.

Henryk.

Nie chcę, bo czar się rozplecie.
Gdy żyję i patrzę w ciebie,
Dość szczęścia, bo jestem w niebie;
Dość szczęścia, bom dobył nieba,
Gdy prawdą jest, żem za grobem.
Chwały-ż jeszcze szukać trzeba,
Gdzie żyją anieli tacy?...
Toż i niecham próźnéj pracy
Dochodzić, jakim sposobem
Tu się wziąłem, czyje modły
Ciebie mi, piękna, przywiodły;