Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/296

Ta strona została przepisana.

A gdy zmieszana szept jeno słyszałam,
Wzięłam go za Henryka.
Jeśli to Gutier był, mróz mię przenika.
Przytém z jego natury
Sądząc i widząc, że w sobie ponury,
A zemną jest wesoły,
Wiedząc, że smutki to ócz przyjacioły,
Które im nic nie kryją,
Straszną się we mnie trwogą myśli biją.




SCENA V.
(Wbiega Kokin).
Kokin.

Pani!

Mencia.

Cóż niesiesz znowu?

Kokin.

Zaledwo usta przejść pozwolą słowu.
Infant don Henryk oto...

Mencia.

Dosyć; to imię nad moją zgryzotą
Tak rozłożyło czarne skrzydła swoje,
Że równie brzydzę się niém, jak się boję.

Kokin.

Nie o miłości mowa.

Mencia.

Gdy tak, powiadaj, ale w krótkie słowa.

Kokin.

Don Henryk, który — pani —
Nie umiał do twéj dopłynąć przystani,
I jasny król nasz Pedro
Zadarli z sobą, jak się bracia nie drą.
Jak — już tego nie powiem,
Raz, żem nie słyszał, a drugi, że zdrowiem
Opłaca ten i pludry,
Co się z królami waży iść na udry.
Więc milczę, jak wypada.
Infant mię bierze na bok i powiada:
Pójdziesz do dońy Mencii