Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/43

Ta strona została przepisana.

Zastałem — (wyznać mi smutnie!) —
Zastałem twą matkę w stanie
Tak doszłym, że rozwiązanie
Miało nastąpić niebawem.
Już ona kłamiąc wierutnie
Chciała stan ten dowieść prawym
Twierdząc fałszywemi listy,
Że już, gdym wyjeżdżał z domu,
Czuła się matką, a sromu
Mego był tak oczywisty
Dowód, że przez jego same
Myśl na czole czułem plamę. —
Nie rzekę, by prawdą było:
Lecz kto strzeże swojéj tarczy,
Temu nie potrzeba wierzyć,
Temu pomyśleć wystarczy.
Przecie, — co zacnemu znaczy
Być skrzywdzonym, — (o tyrania
Praw okrutnych! o honoru
Frymarka!) — gdy od rozpaczy
Nieświadomość go obrania?
Niecne prawo. Tajemnica
Nie przejdzie w pewność u tego,
Co jéj wątku znać nie zdolny.
Jakie prawo niewinnego
Karci? Czyim sługą wolny?
Niecne prawo. Jest różnica:
Nieszczęściem to jest, — nie plamą.
A jednak... prawo to samo
Dyshonor zarówno kładnie
Na Merkurego, co kradnie,
Jak na Argusa, co strzeże.
Ha! jeżeli świat tak bije
Na niewinnego swéj hańby,
W jakiej-że pokara mierze
Tego, co ją zna i kryje? —
— W takich więc myśli mozole,
Na takich wątpień bezdrożu
Ani dosytu przy stole,
Ani snu zaznałem w łożu,
Tak bardzo sobą niewładny,
Że mię serce z ustawnego
Lęku brało za obcego,