Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/63

Ta strona została przepisana.

I kobietom już obrzydły
Te sprosności; wziąwszy widły
Pójdziem oczy mu wydrapać.

Dżyl.

Pewna, że się tu gdzieś wwiercił,
Wszystkie te, panie, krzyżyki,
Których tu widzicie szyki,
Stawia tym, których uśmiercił.

Oktawiusz.

To najgłębiéj utajony
Kąt lasu.

Kurcyusz.

— Nieba! Poznałem
Miejsce to: tutaj ujrzałem
Ów dowód nadprzyrodzony
Nieskalaności bez zmazy
I niewinności bez cienia,
Na których blask podejrzenia
Śmiałem rzucać tyle razy,
Tak widocznie bezpodstawne.

Oktawiusz.

Jakie pasye, panie, draźnią
Twą wzburzoną wyobraźnią?

Kurcyusz.

Wspomnienie to bólu dawne,
Oktawio, co duszę mroczy,
A wstyd, którego przed nikim
Nie wygłosiłem językiem,
Teraz mi tryska przez oczy,
Każ, Oktawio, niech żołnierze
Poczekają w głębi jaru,
A ja z méj troski ciężaru
Jeszcze raz niebu się zwierzę.

Oktawiusz.

Ziskać się, a baczyć na wsze
Strony.

Bras.

— Jako?...

Dżyl.

— Darmo z pyska-ć