Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

chnięte po dobréj nocy i dobrym śnie. Pociąg wreszcie stanął. Znowu mieliśmy trzy godziny czasu, wyszedłem więc na miasto, aby odświeżyć wspomnienia z przed dwóch lat, przed którymto czasem byłem w Ostendzie. Na ulicach panował już ruch. Flamandki siedzące na małych wózkach, wiozły do miasta mleczywo, a twarze ich spokojne i uczciwe zdawały się do mnie uśmiechać. Domy jednak były jeszcze ciche, rolety w oknach pozapuszczane, złocenia na gzymsach domów połyskiwały łagodnie w poranném świetle. Wszystko było spokojne, schludne, harmonijne, ciche, szczęśliwe jakieś, a wszystko pamiątkowe i poetyczne. Z każdego złomu murów, z każdego kąta wieje tu na ciebie tradycya poważna, wielka, nauczająca bardzo. Myślisz, że to sen dawny a ogromny i złowróżbny niegdyś; który jakaś moc czarnoksięzka zaklęła, tak że skamieniał i patrzy teraz na ciebie szaremi murami Św. Guduli i kamiennemi oczyma pomnika Egmonta, i wieżami wszystkich zabytków z hiszpańskich czasów. Ale istotnie to sen tylko. Czasy Alby minęły i nie wrócą nigdy. Topór nie uderza tu już głucho o deski rusztowania, nie usłyszysz jak syczą płomienie stosów lub brzmią okrzyki wojenne, usłyszysz tylko odgłosy pracy i pokoju, bo ta błogosławiona para oddawna stałe tu sobie obrała siedlisko.
Bywa, że kiedy w pogodne letnie wieczory, taka cisza robi się w spokojnych wioskach flandryjskich, iż żaden listek nie zaszemrze na drzewie, wówczas starcy odkrywają posrebrzone głowy i mówią: „to Chrystus przechadza się po wiosce.“ Otóż, jak Belgia długa i szeroka, wszędzie tak jest spokojnie, tak jakoś cicho i szczęśliwie, że słusznie możnaby powie-