Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XIX.


Wśród mrocznego lasu, na niewielkiej polanie, wznosiła się mała fortyfikacja ziemna, złożona z rowu i wału, za któremi znajdowało się kilka szałasów i ziemianek. Nazewnątrz jadło obiad ze wspólnego kotła wielu ludzi, w których odrazu można było poznać rozbójników, po różnorodnej odzieży i uzbrojeniu. Na wale przy małej armatce siedział strażnik, podkuliwszy nogi pod siebie. Wstawiał on łatę w pewną część swego stroju, władając igłą ze sprawnością, zdradzającą biegłego krawca i rozglądał się na wszystkie strony.
Jakkolwiek kubek kilka razy krążył z ręki do ręki, dziwne milczenie panowało w tej gromadzie; rozbójnicy zjedli obiad; jeden za drugim wstawał i modlił się; niektórzy rozeszli się do szałasów, inni zaś pobrnęli w las lub legli, by się zdrzemnąć według rosyjskiego zwyczaju.
Strażnik ukończył swą pracę, strzepnął swe gałgany, nacieszył się łatą, wsadził igłę w rękaw, usiadł na armacie jak na koniu i na całe gardło zaciągnął starą, melancholijną pieśń:
Oj nie szum ty matko zielona dąbrowo!
Wtedy otworzyły się drzwi jednego z szałasów i starucha w białym czepcu, ubrana porządnie i czysto,