Strona:PL Racine-Fedra.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

Kryła blask owej cnoty, którą syn twój słynie?
Ha, dość cierpieć zuchwalstwo języków oszczerczych!
Przestań! Kajaj się, panie, z próśb swoich morderczych!
Drżyj, drżyj, królu, że niebo w zbytniej nienawiści
Ku tobie modły twoje nazbyt wiernie ziści!
Często gniew jego naszą nie gardzi ofiarą,
Jego powolność często zbrodni naszych karą.
TEZEUSZ:
Nie, zamach jego pokryć starasz się napróżno,
Miłość cię mami taką wymówką usłużną.
Ale zbyt pewne świadki przeciw niemu godzą:
Widziałem z ócz płynące łzy, które nie zwodzą.
ARYCJA:
Strzeż się, panie: dłoń twoja, co wszędy dziw budzi,
Od potworów bez liku uwolniła ludzi,
Ale niewszystkie jeszcze poległy z tej dłoni
I... Syn twój, panie, więcej wyjawić mi broni.
Świadoma, jak mu drogą twoja, panie, chwała,
Zbytbym go obraziła, gdybym kończyć śmiała.
Czynię, jak on: zamilczę i z oczu ci schodzę,
Bym, mówiąc, nie musiała zranić cię zbyt srodze.


SCENA IV.

TEZEUSZ: (sam)
Co ona ma na myśli i co kryją słowa,
Których wciąż to się wiąże, to znów rwie osnowa?
Czy mnie oślepić pragną przez wybieg udany?
Czy wespół się zmówili, by jątrzyć me rany?
Lecz ja sam, mimo gniew mój, nie czujęż w tej chwili,
Iż jakiś głos żałosny w sercu mojem kwili?
Tajemny, niepojęty żal przenika łono...
Jeszcze raz trzeba sprawę omówić z Enoną:
Dokładniej się zapoznać chcę z całą przygodą.
Hej, straże! Niech Enonę wraz tu do mnie wiodą!