Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/16

Ta strona została skorygowana.

jego znamionował prostotę, to niemniej jednak był bardzo kosztowny.
Woodley Pointdekster jechał konno, a obok, również konno, syn jego dwudziestoletni młodzieniec i o sześć lat starszy kuzyn plantatora.
Otwarta, pełna radosnej pogody twarz syna była jakby kontrastem dumnego wyrazu twarzy ojca i prawie ponurego wyglądu kuzyna. Młodzieniec miał na sobie ubiór błękitny, na głowie — kapelusz panama, brat zaś jego cioteczny, dymisjonowany kapitan — coś w rodzaju wojskowego munduru z ciemno-granatowej materji i czapkę. Razem z nimi jechał czwarty jeździec, który o ile wnosić można było z ordynarnych rysów twarzy, ubrania i bata, trzymanego w ręku, był dozorcą czarnych niewolników.
W karecie siedziała córka plantatora, typowa piękność kreolska i — jej służąca murzynka.
Woodley Pointdekster przenosił się ze swoimi niewolnikami z nad brzegów Missisipi, gdzie miał plantacje trzciny cukrowej, do południowo-zachodniego Teksasu.
Słońce chyliło się już ku zachodowi. Zmęczeni podróżą i spiekotą dnia jeźdźcy milczeli. Również w milczeniu szli murzyni, bardziej przywykli do żaru i niewygód. Uroczyste milczenie jakby pogrzebowego orszaku przerywało tylko czasami świszczące, jak strzała, uderzenie bata i nawoływanie poganiacza mułów. Wozy sunęły powoli, gdyż z braku wytkniętej drogi musiano się kierować śladami wozów, które przedtem jechały tędy,