Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 054.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

rozmowę, ale cofał się, widząc, że Borowiecki znudzonym wzrokiem włóczy po teatrze, a Mada była jakaś pomieszana, bo chciała dużo mówić, a teraz, gdy ten Borowiecki siedzi obok niej, gdy loże ze specyalnem zainteresowaniem lornetują ich, nie wie co mówić, wreszcie zaczęła.
— Pan będzie w naszej firmie?
— Niestety, musiałem ojcu pani odmówić.
— A papa tak liczył na pana.
— Ja sam bardzo żałuję.
— Myślałam, że we czwartek pan u nas będzie, bo mam pewną prośbę.
— Mogęż ją zaraz wysłuchać?
Pochylił głowę ku niej i spoglądał do loży Zukerów.
Lucy wachlowała się gwałtownie i widocznie po za wachlarzem kłóciła się z mężem, który raz po raz obciągał kamizelkę na brzuchu i wyprostowywał się na krześle.
— Chciałam prosić, aby mi pan wskazał niektóre polskie książki do czytania. Mówiłam to już papie, ale powiedział mi, że jestem głupia i powinnam się zająć domem i gospodarstwem.
— Ja, ja. Fater tak powiedziała — szepnął znowu Störch, cofając się nieco w tył z krzesłem, bo go Borowiecki uderzył oczami.
— Dlaczego pani chce tego, po co to pani? — zapytał dosyć twardo.
— A bo chcę — odparła rezolutnie — chcę i proszę o informacyę.
— Brat musi mieć przecież w tym nowym pałacyku i bibliotekę.
Zaśmiała się bardzo serdecznie i bardzo cichutko.