Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 257.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Baum był nieco zakłopotany i sztywny, ale stara przyjęła go z całą serdecznością i zaraz przedstawiła Bercie, która przyszła na odgłos dzwonka i ciekawie się przyglądała temu jedynemu okazowi łódzkiego donżuana, o którym tak wiele mówiono w mieście.
Zapraszano go serdecznie do herbaty, ale odmówił.
— Byłem u państwa Trawińskich na kolacyi, po drodze wpadłem do Maksa na chwilę tylko z jakimś interesem i muszę znowu iść — tłómaczył się, ale usiąść przy stole musiał, bo frau Augusta z najpiękniejszym uśmiechem podawała mu herbatę, Berta rozłzawionym jeszcze głosem prosiła aby pił, stara z uśmiechem podsuwała jakieś ciastka.
Przyjął to wszystko, a że był w doskonałym humorze, więc wkrótce zapanował nad wszystkimi; rozmawiał z matką o wnuczkach, unosił się przed Bertą nad pięknością jej dzieci, które mu przedstawiono, wysławiał przez pięć minut ostatnią nowellę Haysego, jaką ujrzał leżącą na stole, frau Augusty porwał serce, bawiąc się jej faworytami, które, mrucząc, łaziły mu po ramionach i obcierały się o twarz, co go tak rozdrażniało, że miał ochotę uchwycić którego za ogon i rozbić o piec, o Józiu nawet nie zapomniał. Był tak miłym, uprzejmym, eleganckim, że w dwadzieścia minut już wszyscy nim byli oczarowani, nawet stary, który go dobrze znał i nie bardzo lubił, zaczął brać udział w rozmowie.
Frau Augusta była tak nim zachwycona, że wciąż przynosiła świeże szklanki herbaty i co raz nowe wyjmowała z kredensu przysmaki i co raz inny ząb pokazywała w uśmiechu. Maks tylko milczał, ze złośliwym uśmiechem przypatrując się tej scenie. Wreszcie znu-