Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 324.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przynajmniej bliźnich swoich.
— Jeśli ci są nudni, ach jak bardzo nudni! — szepnęła Toni żałośnie.
— Nawet kobiety panią nie obchodzą?
— Obchodzą mnie tyle tylko, ile wszyscy ludzie.
— A gdybym chciał opowiedzieć coś bardzo ciekawego, naprzykład o pani dyrektorowej Smolińskiej, która w tej chwili wychodzi? — zapytał cicho.
— O nieobecnych tak samo jak o umarłych nie mówię nigdy.
— Może pani ma racyę, bo jedni i drudzy bywają nudni.
— A najbardziej ci pozujący na znudzonych — zawołała z naciskiem Róża, patrząc na niego ironicznie.
— Dobrze. Mówmy o obrazach, czy to nie właściwy temat dla pani? — zawołał podrażniony.
— To już lepiej o literaturze — podjęła Toni gorąco, która była słynną zjadaczką romansów.
— Pan czytał Bourgeta „La Terre Promise”? — zapytała nieśmiało, milcząca cały czas, ta zakurzona, z twarzą podobną do zatrzymanego zegara.
— Nie czytuję literatury jarmarcznej; w dzieciństwie czytałem „Historyę o Magielonie”, „Różę z Tannenbergu” i podobne arcydzieła, to mi wystarcza na resztę żywota.
— Za ostro pan sądzi Bourgeta — odezwała się Mela.
— Być może, że ostro, ale sprawiedliwie.
— Dziękuję pani za poparcie — skłonił głową przed Trawińską. — Czytałem jakąś książkę tego niby wielkiego pisarza, niby psychologa, niby moralisty, czytałem dosyć pilnie, bo zmusił mnie do tego rozgłos, ja-