Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 332.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Kilka mew zataczało kręgi nad nimfami, a z boku, z lasu laurów o błyszczącej zieleni jasnej, z drzew migdałowych i magnolii wychylały się wielkie ciała Centaurów, pokryte rudym włosem, z twarzami błyszczącemi żądzą.
Nad całym krajobrazem leżała wielka słodka cisza upalnego dnia, przesycona zapachami kwiatów, szmerem morza i barwami turkusowego nieba, które się rozlewało w wielką roztocz i w głębi obrazu łączyło się w jeden ton z morzem.
— Czemu one bez ubrania?
— Bo im gorąco.
— Jak pan chcesz, panie Grosglick, żeby się one kąpały!
— To scena mitologiczna, panie Grosglick.
— To jest przedewszystkiem goła scena.
— Cudowny obraz, zachwycający! — wołały panie.
— Nu, a gdzie tu leży ich ubranie, dlaczego tu ubranie nienamalowane, ten malarz to musi być fuszer.
— To są przecież Nimfy, panie Cohn.
— Cohn, ty się tak znasz na Nimfach jak... Nimfy na tobie — zawołał Grosglick.
— Panie Cohn, żeby Kray był fuszer, to jego obraz nie byłby u mnie, pan wie? — rzekła wyniośle z politowaniem Endelmanowa.
— Mój mąż się nie zna na tem, on się zna na barchanie — tłómaczyła Cohnowa tak gorąco, że kilka osób wybuchnęło śmiechem.
— Jakie to śliczne! Jakie to morze prawdziwe, zupełnie takie same jakie było przy naszej willi w Genui. Myśmy byli w przeszłym roku w Genui.