Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 335.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Uścisnął mu rękę i wyszedł niepostrzeżony.
Mrok już zalewał miasto, zapalano latarnie i wystawy sklepów, gdy się znalazł na Piotrkowskiej.
Odetchnął z pewną ulgą na powietrzu.
Nie opuścił salonu Endelmanów zaraz po wyjściu Likiertowej, żeby nie zwrócono na to uwagi i nie zrobiono nowych plotek, które i tak dosyć szarpały imię Emmy.
Nudził się piekielnie, bo ani go nie obchodziło towarzystwo, ani produkcye koncertantów, ani obraz nowy.
Był jeszcze ogłuszony tą dziwną rozmową z Emmą i jej ostatniemi słowami.
Nie mógł zrozumieć własnego stanu, bo nigdy przedtem nie czuł się tak bardzo zdenerwowanym i dotkniętym.
— Pogardza i nienawidzi! — myślał i bolała go ta pogarda i nienawiść coraz silniej.