Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 196.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

ale równocześnie oddawała się z rozkoszą temu czarownemu prądowi, jaki przepływał przez serca ich i rozlewał w mózgach, w krwi, obezwładniające, rozkoszne ciepło.
Ze drżeniem szczęścia czekała jego wyznania i wiedziała również, że wypowie mu wszystko, całą miłość swoją.
Czuła niezmożoną niczem potrzebę wypicia tej szczęśliwości do dna, do samego dna.
Chciała być porwana szaleństwem, bez względu co jutro będzie, a może dla tego właśnie, że wiedziała, jakiem będzie to jutro.
I chociaż to widmo krążyło dookoła niej, majaczyło w pamięci i ostrym konturem rzeczywistości jutrzejszej przysłaniało obecne szczęście, uciekała od niego, chciała zapomnieć na jeden wieczór, na chwilę.
Trzymała jego dłoń i co chwila przyciskała ją do mocno bijącego serca, to gładziła nią swoją rozpaloną twarz, przyciskała się do niego ramieniem i patrzyła w dal rozpromienionemi oczami.
Nachylił się i szepnął tak cicho i tak blizko, że poczuła jego usta na twarzy.
— Mela...
Ten cichy, przejmujący dźwięk przeleciał po niej jak ostrze rozpalone.
Przymknęła oczy, serce zerwało się w niej jak ptak oszalały i zaczęło tłuc się w piersiach mocno i gwałtownie, taka ogromna fala rozkoszy zalała jej duszę, że słowa przemówić nie mogła, uśmiechnęła się tylko kątami ust.
— Mela!... Mela!... — powtórzył ciszej, bardzo