Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 201.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Muszę ci jedno przypomnieć, ja jestem żydówka! — powiedziała cicho.
— Pamiętałem o tem ale to dla mnie nie stanowi żadnej przeszkody, jeśli mnie kochasz i zechcesz przyjąć chrześcijaństwo.
— Gotowam nawet męczeństwo przyjąć dla ciebie! — zawołała mocno. — Nie, nie mówmy o tem. Jutro rano powiem ojcu i zaraz ci napiszę. Czekaj na mój list, nie przychodź przedtem!
Szeptała prędko, chwyciła się tego środka, bo nie miała sił i odwagi powiedzieć mu teraz, że jego żoną być nie może.
Nie, za nic w świecie nie powiedziałaby teraz...
To jutro... jutro, a teraz jeszcze pocałunków, jeszcze pieszczot... jeszcze zaklęć... jeszcze tej miłości tak silnej, tak słodkiej, tak upajającej, jeszcze... jeszcze...
— Jeszcze chwilę, mój najdroższy, jeszcze chwilę! — błagała, idąc z nim przez szereg mrocznych pokojów ku wyjściu. Czy nie czujesz, jak mi ciężko oderwać się od ciebie?
Strach ją ogarniał, strach tak silny, że on wyjdzie i już go nigdy może nie zobaczy, iż przyciskała się do niego z rozpaczą, rzucała mu się w ramiona i zwarci uściskiem z ustami zawieszonemi na ustach, przystawali na chwilę, nie mogąc się oderwać od siebie.
Ale pomimo tego przedłużania byli coraz bliżej wyjścia, Mela zaczęła się trząść w strasznem zdenerwowaniu, przyciskała się do jego ramienia coraz silniej i coraz boleśniej i ciszej szeptała.
— Jeszcze chwilę, jeszcze chwilę.
— Jutro się zobaczymy Mela i będziemy się widywać codziennie.