Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeżeli będziemy się tem bawić, to napróżno stracimy dzień czasu!
— Mój rozkaz! — rzekł krótko kapitan. — Mój drogi, idź proszę do kuchni; wiara już głodna, czeka na wieczerzę.
— Według rozkazu, panie kapitanie — odpowiedział kucharz i dotykając dłonią czupryny, znikł natychmiast w stronie kajuty.
— To porządny człowiek, kapitanie — zauważył doktór.
— Bardzo możliwe — burknął kapitan Smollett, a podbiegając ku okrętnikom, którzy przerzucali paki z prochem, począł ich łajać:
— Lekko stawiać, ostrożnie... ludzie!
W tem spostrzegłszy, że stoję bezczynnie i przyglądam się długiej mosiężnej śmigownicy, znajdującej się na środku okrętu, huknął na mnie:
— Hej chłopcze, precz od tego! Ruszaj do kucharza i pomagaj mu w pracy!
Gdy przebiegałem, słyszałem, jak mówił głośno do doktora:
— Nie uznaję darmozjadów na okręcie!
Zapewniam was, że byłem odtąd tego samego zdania, co dziedzic, i znienawidziłem kapitana z kretesem.