Strona:PL Rodzina kamieniarza.pdf/32

Ta strona została uwierzytelniona.
 — 26  —

dostanie Antolka, a ja wezmę jej mleko — rzekł profesor, biorąc na kolana swoją faworytkę.
Biedna gospodyni była w kłopocie, bo kawy przygotowała niewiele, ale na żądanie pana Stanisława dolała każdemu z dzieci po trochu, dla niej zostały już same fusy; szczęście, ze nie pila w szklance, tylko w garnuszku, więc tego widać nie było.
Po skończonym podwieczorku zaczęła się przyjemna pogawędka.
— Cóż u was nowego? — spytał gość.
— Ot, stara bieda się kołacze — odrzekł gospodarz.
— A jak tam Dąbek?
— Chwała Bogu, zdrów zupełnie, po dawnemu chodzi na robotę.
— Pan profesor zabawi u nas do września?
— Właśnie, że nie. Mam napisać ważną rozprawę o spotykanych u nas skamieniałościach i w tym celu muszę zwiedzić jeszcze skały pod Ojcowem.
— Jaka szkoda, że nie będziemy z panem razem — rzekł Franio.
— Jakiś ty chciwy — przerwał mu Wacio — i tam pod Ojcowem są chłopcy, którzy z radością będą panu towarzyszyć i uczyć się od niego.
— To prawda, że i tam są żądni nauki, ale jeśli mam prawdę powiedzieć, to będzie mi do was tęskno.
— Mój Boże, a cóż dopiero nam! — zawołała Pokorowa.
— No, no, nie martwcie się, pobędę tu ze trzy tygodnie, potym dopiero pojadę. Zima prędko przeleci i znów się zobaczymy. A co myślicie robić z Wackiem, bo Franio jeszcze może chodzić do tutejszej szkoły?
— Właśnie chcieliśmy się o to pana poradzić.