Strona:PL Sand - Joanna.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.
132

więc, że za zbliżeniem się do niéj dziwne wzruszenia go przejmowały. Szczególnie od czasu, kiedy Marsillat zaczął koło pastuszki krążyć, proboszcz czuł w sobie pewną obawę i oburzenie, co bardzo było podobne do zazdrości. Oto jest przyczyna, dla czego tak usilnie sobie życzył, aby ją usunąć grożącemu jej niebezpieczeństwu, wysyłając ją do Boussac; kochał ją bowiem za nadto, aby niemiał przenieść zbawienia jéj nad swoje własne szczęście; a przeciwnie, siebie-samego nie kochał tak bardzo, aby miał przenieść roskosz widzenia jéj ciągłego nad boleść widzenia ją upodloną i shańbioną.
Przebudzony nagle ręką Joanny, która się poufale na jego ramieniu ułożyła, zadrżał, ale natychmiast się uspokoił, i znaglony jéj prośbami, zmartwiony, że ją ma opuścić, nie wiedząc jednak jak się jej oprzeć, z szlachetną ufnością przystał nakoniec na zostawienie jéj pod opieką Wilhelma, którego za młodzieńca świętego uważał. Wilhelm przyprowadził mu jego klacz, która się nie daleko pasła, a poczciwy proboszcz, wsadzając nogę w strzemię rzekł do niego po cichutku, na kilka zawodów:
— Pamiętaj tylko panie baronie, i nie zrób tak jak ja i nie zaśnij!
Potém kłusem małym odjechał, a odgłos podków Siwki po bruku gallickiéj drogi ginął w oddaleniu nie będąc w stanie przebudzić Kadeta z jego snu letargicznego. Marsillat zaś już od chwil kilku nie spał, i leżąc w taki sposób, że mógł oczami śledzić to wszystko, co się koło zwalisk chaty działo, postanowił zbadać zachowanie i wzięcie się w téj okoliczności swojego młodego spółzalotnika.