Strona:PL Sand - Joanna.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.
145

z okolicy całéj, a pod temi drzewami postać niejasną, która się być zdawała wieśniaczką, mającą na sobie ubiór jaki zwykle stare kobiéty noszą, i wywijała swoim pralnikiem szybko i silnie, mrucząc sobie coś pod nosem, prędko, niezrozumiale, i jakby w szale pewnego rodzaju zapamiętałości.
— Coś bardzo późno pierzecie, moja matko? — zagadnął ją z nienacka Marsillat, który się do niéj dość blisko zbliżył, lecz pomimo to jéj rysów rozeznać nie mógł. —
Praczka wydała pewien rodzaj głuchego mruku, jakby dzikie źwiérze jakie, a rzucając w wodę swoją pralnicę, zerwała się, i pochwyciła śpiesznie kilka kamieni, któremi uciekając powitała tych ciekawych którzy jej przyszli przeszkodzić. Marsillat rzucił się za nią w pogoń, ale widząc, że go wyprzedza w biegu z szybkością nadzwyczajną, niesłychaną prawie, i ucieka w stronę mokrzyska, którego się nie bez przyczyny obawiał, zwrócił się tedy na powrót, aby zobaczyć czy Wilhelm za nim dąży, i wtedy to zobaczył swego przyjaciela rozciągnionego na ziemi i zupełnie bez ruchu będącego.
Kamień go dość silnie w głowę był ugodził. Daszek od czapki podróżnéj osłabił w prawdzie to uderzenie, i krew nie pociekła; ale wstrzęśnienie mózgu tak było silne, że młodzieniec przytomność utracił. Podniósł się wkrótce za pomocą Leona; ale odzyskując moc swych członków, nie odzyskał zarazem mocy swych władz umysłowych, i dopiéro w łóżku proboszcza z Toull przyszedł do siebie, koło drugiéj godziny