Strona:PL Sand - Joanna.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.
13

cie, — tobym się chciał dowiedzieć, czy ta pastérka wiele ma dowcipu.
— Panie Marsillat, rzeki sir Arthur uroczyście, odejdźmy.
— Tak, tak! odejźmy! powtórzył Marsillat; naśmiawszy się poprzód do woli z cnotliwéj troskliwości Anglika. Ktokolwiek się długo przypatruje pięknościom tych okolic, zawsze potém tego długo żałuje; najgłupsza z nich i najniedoświadczeńsza tyle jednak wié o tém, że często i najrozsądniejszego i najprzezorniejszego z nas w kłopot wprowadzi. Niech djabli wezmą wszystkie tutejsze Welledy i Lizetki!
— Nie pojmuję, odrzekł sir Arthur, nieco się rozpalający ogniem wewnętrznego oburzenia, jak ci na widok takiego dziecka podobne myśli mogą przyjść do głowy. Nie jesteście warci, moi panowie, cieszyć się widokiem takich piękności.
— O tak, tak! milord sam tylko godzien spoglądać na piękności, odrzekł Marsillat podrzéźniając śmieszny nacisk mowy sir Arthura. Ale sir Arthur wcale tego nie uważał. Wyrazy te niemiały dla ucha jego innego brzmienia jak w jego własném wymawianiu, i uśmiéchał się z pewną litością, ojcowską prawie, jeżeli go ci dwaj młodzi ludzie, widocznie w myśli szydzenia milordem nazywali.
— Chwilę tylko, moi panowie! zawołał Wilhelm. Marsillat zakład swój wygrał, winienem mu przeto luidora, którego sobie niech odbierze z miejsca, gdzie go położę.
I zarazem położył zwolna i cichutko w rączkę