Strona:PL Sand - Joanna.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.
198

w wesołą ubierała szatę, pojmując dobrze, że surowość jéj głębszego usposobienia umysłu byłaby się starła z szyderczością Marsillata, a czuła, że sama w sobie tyle ufności nie posiada, aby mogła z nim cokolwiek dłuższą rozmowę o jakimkolwiek ważniejszym przedmiocie utrzymać. W głębi zaś serca Maryja bardzo była ostrożną z tym człowiekiem, którego jéj brat kochać się niezdawał, a ona go znała jako człowieka, dla którego nic świętego niéma, chociaż niewiedziała jeszcze, że już zupełnie był zepsuty. W zamku na to nie dawano wielkiéj uwagi, a nakoniec słowo rozpustnik, niewymawiano nigdy w obec panien.
— Pani, — rzekł Marsillat do pani domu, — mam przyjemność zapowiedzieć odwiedziny. Zdybałem pod górą jeszcze wielki powóz, w którym pełno było osób bardzo znakomitych, których jednak nieznam, a które się mię na kilka zawodów zapytywały, czy mogą się spodziewać, że panie w domu zastaną.
— Wielki powóz,... osoby znankomite... zawołała pani Charmois szybkiém spojrzeniem zbadawszy ubranie swój córki.
— A których pan nie znasz? — dodała pani Boussac. — To mi jest bardzo dziwno, bo niewiém czy jest kto w naszéj okolicy, kogobyś nieznał panie Leonie?
— Czy mama nie zgaduje, że to ma być primaprilis? — rzekła z uśmiéchem panna Boussac.
— Panna Maryja pozwoli mi zrobić tę uwagę, — odrzekł Marsillat, — żebym się nigdy nie ośmielił zrobić sobie podobnego żartu,.... jakim mnie pani w téj chwili zaszczyca.