Strona:PL Sand - Joanna.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.
17

skał krwawo-ofiiernych, nad które wycieczki jego poprzód nie sięgały; teraz się zapuszczał w głąb gór na pięknym koniu angielskim, opatrzony w mały tłómoczek któren zapowiadał zamiar podróżowania najmniéj przez trzy lub cztéry dni. Powróciwszy do swego rodzinnego zamku de Boussac od tygodnia prawie, i znudzony już życiem téj małéj mieściny, o wiek cały prawie w oświecie w tyle po za duchem czasu zostającéj, uściskał swoją matkę i uprzedziwszy ją o swojéj krótkéj niebytności, pozyskał od niéj przyrzeczenie więcéj czułe jak szczére, że się tém niepokoić nie będzie. Dzień był prześliczny; a słońce poranku obsuszać zaczęło krzaki z rosy; nasz młodzieniec, szukający przygód, niemógł się wcale łudzić daremnie wygodnemi łożyskami, któreby go oczekiwały. Chwalono mu śliczne widoki w różnych miejscach i znajdujące się w tych stronach starożytności bardziéj jak domy gościnne, a jemu się zdawało, że jeżeli nie po chrześciańsku, to przynajmniéj stoicznie przeniesie znużenia, trudy i niedostatek, towarzyszące zwykle wycieczce malowniczéj w kraj nieuprawny, mało zaludniony, dziki prawie.
Wilhelm niepochodził w linii prostéj od owego sławnego marszałka de Boussac, jednego z towarzyszy dziewicy orleańskiéj, zwyciężców Anglików, i wybawców ojczystéj Francyi pod panowaniem Karola VII. Stósownie do zasady, że wielkie imiona gasnąć nie powinny, jedna z wnuczek tego rodu przeniosła wraz z swoją ręką, imie i posiadłości de Boussac na jednę ze znakomitszych rodzin szlacheckich tego kraju. Wilhelm nie badał bardzo ściśle swojego drzewa rodowodowego; podobnie jak wielka część szlachty podczas restauracyi,