Strona:PL Sand - Joanna.djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.
264

— Ale taki Kadet jest dobry, odważny, i kocha zawsze, a taki Marsillat, to nie kocha długo!
— Ty myślisz, że on mię już więcéj nie kocha?
— Ja tego nie mówię; ale cóż ty sobie sama o tém myślisz?
— Ja? ja myślę, że z początku to mi bardzo było przykro! Ale to już teraz mijać zaczyna. Trzeba się koniecznie pocieszyć, jeżeli nic lepszego zrobić nie można.
— Pociesz się, pociesz Klaudyjo! Ty i tak będziesz zawsze dobrą dziewczyną, która się nie leni do pracy, i którą może jeszcze pokochać jaki chłopiec uczciwy. To nieszczęście, które ciebie spotkało, i wiele innym się wydarzyło, i niéma w tém tak wiele złego, jeżeliś to uczyniła z dobroci serca i przyjaźni. Bóg dobry ci to przebaczy; dla czegóż by ci ludzie tego przebaczyć nie mieli?
— Jużcić mi przebaczyć muszą! — rzekła Klaudyja, ocierając łzę, i zasnęła na tej samej poduszce co i Joanna, jéj towarzyszka pobłażająca i skromna.
Niech to nikogo nie dziwi, że owa niewinna i dziewicza Joasia tak pobłażającą była dla pokutującéj Klaudyi. Jeden lub dwa grzéchy młodości i szału namiętności nie hańbią jeszcze dziewczyny u nas na wsi. Są one bowiem z przyrody bojaźliwe i skromne, ale są słabe; a mężczyźni nie poczytują im za zbrodnię téj słabości, którą wywołują i z któréj korzystają. Nie było nawet w ośmnastym wieku człowieka z wielkiego świata, któryby z taką odwagą i tak dokładnie umiał pogardzać tém, co wtedy przesądem nazywano, jak to po dziś dzień nasi wieśniacy robią. Jest to prawda o