Strona:PL Sand - Joanna.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.
287

— Prawda kochana panno! że bardzo żałuję, — odpowiedziała Joanna, — bom się już była przyzwyczaiła codziennie o niém myśleć. Lubo, jeźli tracę przyjemność, tracę razem i wielki kłopót.
— Wytłómacz się jaśniéj. Wszak mnie Joasiu wszystko powiedzieć możesz. Ty wiész, że cię bardzo kocham. Wiész także, że sobie nigdy z ciebie nie żartuję, a chociaż dotąd niewiedziałam jeszcze, jak daleko w boginki wierzysz, nigdy jednak nie miałam tak mało ochoty jak dzisiaj dręczyć cię o to lub upokorzyć.
— O wiém ja o tém, moja dobra panienko, że macie bardzo dobre serce! Ale cóż, kiedy wy niewierzycie w te rzeczy, co my.
— To prawda; ale cię przecież posłuchać mogę, a może nawet i przyjąć twoje myśli, jeżeli uznam, że są prawdziwe. Naucz mię tedy twojéj wiary; pomyśl sobie, że jestem niewierną, i że mię chcesz nawrócić. Powiedz mi, co to są te boginki?
— O panno, to bardzo łatwo; są to córki boga, albo córki djabła. Kochają nas lub nienawidzą, pomagają nam lub nas dręczą, zatrzymują nas w dobrém lub nas do złego potrącają, a to podług tego jak ich znamy, i czy dobrym, czy złym się oddajemy. Jeżeli dziewczyna ma świadomość, pozyskuje zbawienie zostając zawsze roztropną. Jeżeli zaś nie ma świadomości, przychodzą jej złe myśli, i daje się ułudzie i pociągnąć do złego, sama nie wie jak.
— Dobrze więc! Kiedyś przebudziwszy się wtedy ze snu, na swych kamieniach krwawo-ofiernych znalazła w twoim ręku te trzy sztuk pieniędzy, czyś je uważała za podarunek boginek, czy téż za podstęp?