Strona:PL Sand - Joanna.djvu/295

Ta strona została uwierzytelniona.
289

stwo. Ja zaś nic nie mówię o tém. Nie mówię, że jest głupstwo, bo moja matka w to wierzyła; nie mogę także twierdzić że to jest prawdą, bo ksiądz proboszcz z Toull mówi, że to jest grzéchem. Ale ja się starałam zawsze uchronić się od złego, aby nie zostać zabitą, gdybym wołu nadybała, i znaleść skarb, gdyby to boską wolą być miało.
— A zatém ty w to wierzysz, moja poczciwa Joasiu. I cóż daléj?
— Daléj panno? Czyliż wam nie powiedziano że nie trzeba nigdy mieć ani okruszyny złota na własność, aby nie być w niebezpieczeństwie?
— Prawda, i o tém mi mówiono. Czy sądzisz, że złoto nieszczęście sprowadza?
— Co to, to prawda! Każdego razu, kiedy jaki pan której dziewczynie złoto pokazał, ona jakby głowę straciła, i natychmiast się mu oddała, niezważając nawet czy był stary, złośliwy i brzydki! Otóż kiedym złoto spostrzegła w mojej ręce, rzuciłam go natychmiast daleko od siebie, a potém, aby komu innemu nie zaszkodziło, wykopałam nożem jamę w ziemi pod wielkim kamieniem krwawo-ofiernym, i trzewicem moim wtrąciłam luidora do téj jamy. Ale że i srébro miałam w ręcę, srébra się nie bałam, i zaniosłam go natychmiast mojej matce.
— A więc zaraz ci się boginki przypomniały?
— Nie moja panno! Ja o nich nie myślałam wcale, bom jeszcze wtedy nie miała o nich świadomości; wiedziałam tylko, że złoto nieszczęście sprowadza, i niechciałam go mieć. Dopiéro wtedy kiedym matuni mojej powiedziała co mi się wydarzyło, i kiedym jej obie